Stałam nad jeziorem i patrzyłam w wodę gdy podszedł do mnie Spirit.
-Cześć.
-Witam.
-Co tam ?
-Nic... - utkwiłam wzrok w coś na drugim brzegu.
-Na co patrzysz? -spytał
-Na kelpię.
Wtedy on też ją zauważył i krzyknął:
-Uciekaj!
-Czemu ?
-Ona cię zabije!
-Mnie? To niemożliwe, nie zabije własnej siostry.
-Siostry?!
-Tak!
C.D.N.
_________________________________________________________________________________
Od Rosy
Pewnego spokojnego dnia stado wybrało się w góry.
Rosa: -Jak tu ładnie. Góry nigdy nie przestaną mi się podobać.
Spirit: -Tak, piękne są te góry w dolinie.
Nagle ziemia zaczęła się trząść i osunęło się kilka skał.
R: -Spirit, co to było ?
S: - Oby nie trzęsienie ziemi.
R: -Oby...
S: -Może lepiej uciekajmy stąd.
Gdy stado uciekało ziemia znów się zatrzęsła, spadła lawina. Droga ucieczki została zablokowana.
S: - Spokojnie, jakoś sobie poradzimy- rozejrzał się- Spróbujmy drugą stroną.
Allegra : -Polecę zobaczyć czy tam też nie zasypało drogi.
S: -Dobrze, tylko szybko.
Minęło kilka minut.
A: -Możemy tam zejść. Tamta ścieżka nie jest zasypana.
S: - To więc pędźmy tam galopem.
R: -Szybko chodźmy!
Stado dotarło bezpiecznie do doliny.
_________________________________________________________________________________
Od Rosy
Rosa: -Spirit,jeśli nie długo nie przestanie padać to będziemy musieli uciekać z naszej doliny.
S: -Tak... Mam nadzieję że do tego nie dojdzie.Poza doliną czuję się nieswojo.
R: -Jeśli nie przestanie padać wciągu 2 dni to musimy się gdzieś przenieść.
Nazajutrz już nie padało ale powietrze było jakieś inne.Konie pasły się i brykały jak zawsze kiedy...
R: -Byłam niedaleko jeziora i zobaczyłam nagle nową rzekę ,nie zbyt głęboka ale szeroka...Trzeba by pójść ją sprawdzić.
S: -Naprawdę? Ciekawe, to pewnie przez te deszcze. Prowadź.
R: -Dobrze, a co ze stadem zostawimy je Geist??
S: Sądzę, że przez chwile sobie poradzi.
R: -Dobra ,idziemy...
Przegalopowaliśmy aż do nowej rzeki.
R: -Oto ona.
S: -Spora - rozejrzał się. Wyglądała ona tak:
R: -No właśnie ... Nie wiem czy ta woda jest pitna, mogła się rozlać z czarnego jeziora...
S: -Więc trzeba iść do czarnego jeziora i zobaczyc czy z niego wypłynęła
R-To chodźmy.
Pogalopowaliśmy do czarnego jeziora ,parę metrów przed jeziorem zatrzymaliśmy się, rozejrzeliśmy się czy nie ma kelpii...
R:T- eren czysty,rozejrzyjmy się trochę...
S: Tak, tyko lepiej uważajmy.
Rozglądaliśmy się i znaleźliśmy źródlo nowej rzeki..
R: -To stąd zaczyna się nowa rzeka, naszczęscie nie jest głęboka czyli kelpie nie mogą tam żyć.
S: -W płytkiej byłyby widoczne, ale woda nie jest w takim razie zdatna do picia.
R: -A co będzie jeśli jakiś koń z innego stada się niej napije??
S: -Nie wiem, pewnie zginie, lub stanie się kelpią.
R:-Lepiej trzymajmy się naszej rzeki...Dhodźmy już do stada ogłosić nowe wieści.
Na pastwisku...
R: -Ty im powiedz.
S: -Racja. Uwaga! *zwrócił się do stada* Pojawia się nowa rzeka, niestety jest połączona z Czarnym jeziorem.Kelpie nie mogą w niej żyć ale woda nie nadaje się do picia. Lepiej się tam nie zbliżajcie.
Kiedy Spirit przemawiał do stada wszystkie konie zaczęły szepczeć...jeden zadał pytanie co się stanie jeśli ta rzeka się zgłębi i zamieszkają w niej kelpie.
S: -Trzeba będzie pewnie zasypać dopływ od czarnego jeziora, albo nawet zrobić to już teraz
R: -może weźmy parę koni i chodźmy zasypać dopływ??
S: -Oczywiście, zbierz kilku chętnych.
Razem z paroma ochotnikami pogalopowaliśmy do Czarnego jeziora i przez następne parę godzin zasypywaliśmy dopływ wody do nowej rzeki...
R:- Chyba możemy już wracać.
S: *Sprawdził czy jest szczelnie*-Tak już chyba możemy.
R: -Zaczekajcie,chyba coś słyszałąm-odwraca się a na drugim brzegu nowej rzeki stoi unipeg -Chyba trzeba mu pomóc.
: S: *podszedł do unipega *- Kim jesteś i co tutaj robisz?
A: -Nazywam się Allegra moje stado zostało zaatakowane przez kelpie , uratowałam się tylko ja ...Właśnie uciekałam aż dotarłam tutaj...Czy mogłabym dołączyć do twojego stada??
S: -Kelpie? A jakie to było stado, żyliście gdzieś tutaj?
A: -Stado unipegów ,żyliśmy za tym lasem ...Ale teraz tam nie ma nic tylko kelpie i trupy.
S: -Smutne. Dobrze możesz dołączyć do naszego stada.
A: -Dziękuje
Gdy Spirit przeszedł na drugi brzeg z Allegrą to Rosa oniemiała...
: R: -Allegra???Czy to na prawde ty??
S: -Znacie się ?
R: -Jak dobrze cię znów widzieć! Tak, jak byłyśmy małe to byłyśmy siostrami,potem allegra została adoptowana przez jedno stado i od tej pory się nie widziałyśmy.
_________________________________________________________________________________
Od Daisy
Obudziłam się. Słońce świeciło mocno.
Daisy: 35 stopni!
Poszłam nad jezioro. Konie pływały. Dołączyłam do nich.
D: Ale fajna woda... < w myślach>
Zamoczyłam głowę.
D: Uszy!
Byłam nad jeziorem do 15.
D: Już 15:00. Czas na obiad!
Poszłam na łąkę.
D: Ale ładna trawa.
Pasłam się. Gdy skończyłam zaczęłam galopować w około.
O 19:00 poszłam na nocną łąkę zarezerwować sobie faje miejsce.
D: To fajne! Zajęte?
Spirit: Nie. Możesz tutaj spać.
D: To dobrze.
O 20:00 Poszłam spać.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od Daisy
Był deszczowy poranek. Było zimno i mokro. Wyszłam z jaskini.
Daisy: Burza... wracam do słomy.
Położyłam się w słomie i od razu zasnęłam.
2 godziny później obudziły mnie promienie słońca.
D: Nareszcie ciepło! Chociaż dalej mokro. Dobrze że mam termometr.
Okazało się że jest 27 stopni.
D: Idę pozwiedzać.
Na początek chciałam zobaczyć wodopój. Przeszłam las. Na koniec postanowiłam pójść nad jezioro. Gdy wróciłam do jaskini było koło 18:00. Zaczynało się robić coraz chłodniej.
D: 20 stopni...
O 19 zjadłam kolację (marchewki) i położyłam się. O 19:30 wyszłam jeszcze z jaskini żeby zobaczyć jaka jest temperatura.
D: Zimno. 15 stopni.
Z magazynu w mojej jaskini wyjęłam jeszcze więcej słomy i derkę. Wszystko zajęło mi około 30 minut . O 20: 00 Założyłam derkę i poszłam pogalopować za jaskinią. Poszłam do rzeczki, która płynęła 5 metrów od mojej jaskini. Zdjęłam derkę i weszłam do rzeczki. 5 minut popływałam a następnie wytarłam się ręcznikiem (inną derką). Założyłam tę drugą i poszłam do jaskini ogrzać się. Gdy weszłam do jaskini była 20:50. Wypiłam sobie ciepłą wodę (z części jaskini gdzie jest gorąco). O godzinie 21:00 poszłam spać.
_________________________________________________________________________________
Te dni w Dolinie koni bardzo mi się dłużyły... Po około 4 dniach postanowiłem ze stadem wrócić do naszej doliny. Miałem nadzieję że ludzi tam już nie ma. Zebrałem wszystkie konie i powiedziałem, że wracamy. Galopowaliśmy tak dość długo, ale nie zatrzymywaliśmy się na żaden postój. Chyba widziałem raz Pułkownika z jego obstawą, ale byli daleko, zmierzali chyba w kierunku Doliny Koni. Jednak wybrałem dobry czas na powrót. Gdy zobaczyłem znajome wzniesienia od razu przyśpieszyłem, a stado za mną. Wszyscy cieszyli się z powrotu.
_________________________________________________________________________________
Był deszczowy dzień. Konie nie pasły się, były bardziej zajęte szukaniem jakiegoś suchego miejsca. Zbierało się na burzę, było to wyraźnie widać. Poszliśmy w pobliże jaskini. Anita bała się piorunów i grzmotów.
Anita: Cbędzie burza?
Spiryt: Tak, na to wygląda.
Anita rozpłakała się.
Anita: Mamo, boję się! <szloch>
Róża: Cicho, nic się nie stanie. Spiryt słyszysz? Coś się zbliża.
Rozglądałem się. Ktoś stał na wzgórzu. Czy to… ? O nie! To pułkownik! Przecież miał zostawić mnie w spokoju! Mnie i moje stado!
Spiryt: Rosa, weź stado w bezpieczne miejsce.
Rosa: Czemu?
Spiryt: Nie czas na wyjaśnienia! Już!
Rosa: Dobrze.
Rosa wprowadziła stado do jaskini. Kiedy widziałem że byli już bezpieczni pobiegłem na górkę.
Pułkownik: Znów się spotykamy mustangu.
Spiryt: <w myśli> I znów polegniesz!
Pułkownik: Pamiętasz ich?
Za jego plecami na koniach siedzieli ci cowboye, którzy próbowali złapać mnie i Karina w lesie.
Spiryt:<w myśli> To oni! No przecież bez obstawy się nie ruszasz !
Cowboy 1: Popatrz, to ten bułany co go chciałem złapać! A gdzie ten kary?
Cowboy 2: Skąd ja mam to wiedzieć?
Cowboy 1: To pytanie retoryczne.
Cowboy 2: Ach…
Pułkownik: Przyjechałem po…
Spiryt: No wyduś to z siebie! Po co? <tupiąc noga>
Pułkownik: Po twoje stado…
Wtedy próbowali mnie złapać, ale ja nie dałem się. Uciekałem. Najpierw wprowadziłem ich w las, potem zgubiłem ich przy jeziorze. Galopem wbiegłem do jaskini.
Spiryt: Musimy chwilowo iść gdzie indziej. Jakieś sugestie?
Ambitna: To może… do Doliny koni?
Spiryt: Dobrze, zostaniemy tam kilka dni.
Wybiegliśmy z jaskini i pogalopowaliśmy w jej kierunku.
_________________________________________________________________________________
Spokojnym kłusem biegliśmy po naszej dolinie. Wszystko było spokojnie, ale ja ciągle myślałem o tym co się działo ostatnio. Wokół nas pełno ludzi, chyba by nie było konia który by ich ostatnio nie widział. Gdy tak rozmyślałem zobaczyłem coś w oddali. No nie! Znowu oni ?! Lepiej to sprawdzę…
Spiryt: Idźcie dalej, muszę coś sprawdzić.
Rosa: Dobrze. Ale wracaj szybko!
Stałem tam parę chwil. Gdy obejrzałem się zobaczyłem za sobą Saphirę.
Spiryt: A ty nie poszłaś ?
Saphira: Nie, wolę zostać.
Spiryt: Lepiej idź!
Saphira: Ale ja nie chcę! Proszę.
Spiryt: Ech…. No dobrze.
Jak już wszyscy wiedzą wolę chodzić sam tam gdzie może być niebezpiecznie.
Spiryt: Ale masz uważać !
Poszliśmy powoli, stępem w kierunku ogniska. W krótkim czasie byliśmy na miejscu. Ludzie jeszcze spali. Nie cieszyłem się na ich widok…
Saphira: O nie! Zabili…. Mojego przyjaciela. <wyraźnie zmartwiona.>
Spiryt: Co? Kogo?
Saphira: Leży tam, pod drzewem. To jastrząb.
Spiryt: Tak… Wiem jak to jest mieć ptaka za przyjaciela.
Staliśmy tam i przyglądaliśmy się im, nie trwało to długo bo obudzili się.
Spiryt: Ukryj się! Idą tutaj.
Sapchira: Dobrze.
Cofnęliśmy się aż pod las. Dalej szli w naszą stronę.
Spiryt: Biegnę odwrócić ich uwagę, ty zostań tutaj.
Saphira: Ale…
Byłem już przy krzakach przez które akurat oni się przedzierali. Skoczyłem nad nimi. Odwrócili się w moją stronę ale nie mieli szans, nie zdążyli nawet wsiąść na konie. Czyli udało się! Wróciłem do Saphiry okrężną drogą.
Spiryt: Już jestem.
Saphira to dobrze. Odpocznij trochę i wracamy.
Położyłem się. Przyglądałem się koniowi przywiązanemu do pala. Miał na sobie siodło i ogłowie.
Spiryt: Biedny koń … <spoglądając na Saphirę>
Saphira: Tak… Hym… Czy to nie Dawid?!
Spiryt: Kto?
Saphira: Dawid. Znam go, kochałam go kiedyś.
Spiryt: Aha. A może pomogli byśmy mu się stąd wyrwać?
Saphira: Dobry pomysł! Ale jak?
Spityt: Kiedy ludzie pójdą podejdziemy do niego i przegryziemy ten sznur. Nie wygląda na mocny.
Saphira: Dobrze że mam oster zęby. <uśmiech>
Spiryt: Tak. <śmiech>
Po paru chwilach ludzie rozsiodłali konia, potem do lasu po drewno, my podeszliśmy do konia. Wyglądał na zadowolonego, pewnie dlatego że zobaczył Saphirę, która była jego znajomą.
Saphira: Dawid!
Spiryt: Szybko przegryzaj, niewiadomo kiedy wrócą!
Saphira zabrała się za obgryzanie cienkiego sznura, który jednak był zawiązany dość solidnie.
Saphira: Już prawie!
Gdy sznury puściły szybko pogalopowaliśmy w stronę doliny.
Spiryt: A więc jesteś Dawid?
Dawid: Tak.
Spiryt: Ale czemu się poddałeś? Trzeba walczyć z ludźmi do końca, nie dać się im złamać.
Dawid: To długa historia, opowiem ci ją kiedy indziej.
Spiryt: Dobrze. Chciał byś może należeć do naszego stada?
Dawid: <z uśmiechem> Jeśli bym mógł.
Spiryt: Oczywiście.
I tak wróciliśmy do doliny z nowym koniem!
01.03.2012
Był wiosenny ciepły dzień, konie pasły się, bawiły i brykały. Pilnowałem stada. Zapowiadał się kolejny spokojny dzień, ale mnie nadal dręczyło to co stało się na początku zimy <patrz wpis 06.02. >. Musiałem o to wreszcie spytać Alabastra. Spojrzałem za siebie, stał akurat sam. To dobry pomysł! Pokłusowałem w jego stronę.
Spiryt: Chciałbym cię o coś zapytać Alabastrze. Chodzi o tą sytuację… wtedy z pumami.
Ale Alabaster oddalił się dość szybko. Nie będę za nim biegł. Wtedy koło mnie pojawił się Karino.
Karino: Ja wiem, ale to tajemnica.
Spojrzałem na niego, a on poszedł do Amandy.
Spiryt: Ech…
Poszedłem powrotem do stada. Spoglądałem jakie są szczęśliwe, a mnie trapi pytanie ,,co to było?”. Po paru godzinach zaczęło się zmierzchać. Mustangi zebrały się w jednym miejscu, postanowiliśmy że spędzimy noc nad jeziorem. Każdy znalazł sobie wygodne miejsce do spania. Wtedy przyszedł Alabaster. Spojrzałem na niego, a on natychmiast zszedł mi z oczu. Widziałem że nie chce już słyszeć tego pytania, więc go nie męczyłem i położyłem się.
Rano zbudziła mnie rosa.
Rosa: Spiryt, wstawaj! Nigdzie nie możemy znaleźć Alabastra.
Karino: Spiryt, Rosa! Chodźcie tu!
Spiryt: Co się stało?
Karino: Alabaster!
Pogalopowaliśmy z Karinem w stronę łąk. Niedaleko krzaków leżał alabaster. Był pokiereszowany, i to bardzo.
Rosa: O matko! <przerażona>
Spiryt: Co mu się stało?
Alabaster otworzył oczy.
Alabaster: Co? Gdzie ja jestem?
Karino: Na łąkach niedaleko jeziora.
Alabaster: Powiedziałeś im?
Karino: Nie, przecież zabroniłeś mi mówić!
Spiryt: Hej! Powie mi ktoś wreszcie co się tu dzieje?
Karino: Mówimy o tej tajemnicy.
Rosa chodźmy do stada Nelly zna się trochę na lecznictwie.
Spiryt: Dobry pomysł.
Alabaster: Dobrze. <wstając powoli>
Spiryt: Może ci pomogę?
Alabaster: Dam sobie radę.
Wstał, ale było widać że go bolało. Poszliśmy powoli z powrotem, wolnym stępem. Zobaczyliśmy Nelly, która akurat piła wodę z jeziora.
Rosa: Nelly mogła byś się zaopiekować Alabasterm ?
Nelly: Już, oczywiście. Chodźmy tylko to lasu, tam jest dużo ziół leczniczych.
Poszedłem razem z nimi. Nelly opatrzyła rany Alabastra. Zastanawiałem siczy to odpowiednia chwila żeby teraz zapytać znowu. Nelly wróciła powrotem do stada.
Spiryt: Więc… powiesz mi wreszcie te tajemnicę?
Alabaster: <leżąc> Dobrze.
Wokół nikogo nie było, tylko my.
Alabaster: Wszystko zaczęło się kiedy byłem jeszcze źrebakiem. Ścigałem się z kolegami, wtedy wyskoczyła na mnie puma. Oni uciekli a matki nie było w pobliżu. Zaatakowałem ją, i coś się stało w środku mnie. Pokonałem ją, nawet nie wiem jak. I tak jakoś powstała ta moja ,,moc”.
Spiryt: A co stało się dzisiaj?
Alabaster: To była ta sama puma która zaatakowała mnie wtedy. Możemy już wracać do stada.
Spiryt: Oczywiście.
Poszliśmy do nich powoli.
_________________________________________________________________________________
Był wiosenny ciepły dzień, konie pasły się, bawiły i brykały. Pilnowałem stada. Zapowiadał się kolejny spokojny dzień, ale mnie nadal dręczyło to co stało się na początku zimy <patrz wpis 06.02. >. Musiałem o to wreszcie spytać Alabastra. Spojrzałem za siebie, stał akurat sam. To dobry pomysł! Pokłusowałem w jego stronę.
Spiryt: Chciałbym cię o coś zapytać Alabastrze. Chodzi o tą sytuację… wtedy z pumami.
Ale Alabaster oddalił się dość szybko. Nie będę za nim biegł. Wtedy koło mnie pojawił się Karino.
Karino: Ja wiem, ale to tajemnica.
Spojrzałem na niego, a on poszedł do Amandy.
Spiryt: Ech…
Poszedłem powrotem do stada. Spoglądałem jakie są szczęśliwe, a mnie trapi pytanie ,,co to było?”. Po paru godzinach zaczęło się zmierzchać. Mustangi zebrały się w jednym miejscu, postanowiliśmy że spędzimy noc nad jeziorem. Każdy znalazł sobie wygodne miejsce do spania. Wtedy przyszedł Alabaster. Spojrzałem na niego, a on natychmiast zszedł mi z oczu. Widziałem że nie chce już słyszeć tego pytania, więc go nie męczyłem i położyłem się.
Rano zbudziła mnie rosa.
Rosa: Spiryt, wstawaj! Nigdzie nie możemy znaleźć Alabastra.
Karino: Spiryt, Rosa! Chodźcie tu!
Spiryt: Co się stało?
Karino: Alabaster!
Pogalopowaliśmy z Karinem w stronę łąk. Niedaleko krzaków leżał alabaster. Był pokiereszowany, i to bardzo.
Rosa: O matko! <przerażona>
Spiryt: Co mu się stało?
Alabaster otworzył oczy.
Alabaster: Co? Gdzie ja jestem?
Karino: Na łąkach niedaleko jeziora.
Alabaster: Powiedziałeś im?
Karino: Nie, przecież zabroniłeś mi mówić!
Spiryt: Hej! Powie mi ktoś wreszcie co się tu dzieje?
Karino: Mówimy o tej tajemnicy.
Rosa chodźmy do stada Nelly zna się trochę na lecznictwie.
Spiryt: Dobry pomysł.
Alabaster: Dobrze. <wstając powoli>
Spiryt: Może ci pomogę?
Alabaster: Dam sobie radę.
Wstał, ale było widać że go bolało. Poszliśmy powoli z powrotem, wolnym stępem. Zobaczyliśmy Nelly, która akurat piła wodę z jeziora.
Rosa: Nelly mogła byś się zaopiekować Alabasterm ?
Nelly: Już, oczywiście. Chodźmy tylko to lasu, tam jest dużo ziół leczniczych.
Poszedłem razem z nimi. Nelly opatrzyła rany Alabastra. Zastanawiałem siczy to odpowiednia chwila żeby teraz zapytać znowu. Nelly wróciła powrotem do stada.
Spiryt: Więc… powiesz mi wreszcie te tajemnicę?
Alabaster: <leżąc> Dobrze.
Wokół nikogo nie było, tylko my.
Alabaster: Wszystko zaczęło się kiedy byłem jeszcze źrebakiem. Ścigałem się z kolegami, wtedy wyskoczyła na mnie puma. Oni uciekli a matki nie było w pobliżu. Zaatakowałem ją, i coś się stało w środku mnie. Pokonałem ją, nawet nie wiem jak. I tak jakoś powstała ta moja ,,moc”.
Spiryt: A co stało się dzisiaj?
Alabaster: To była ta sama puma która zaatakowała mnie wtedy. Możemy już wracać do stada.
Spiryt: Oczywiście.
Poszliśmy do nich powoli.
_________________________________________________________________________________
Spokojnym kłusem biegliśmy po naszej dolinie. Wszystko było spokojnie, ale ja ciągle myślałem o tym co się działo ostatnio. Wokół nas pełno ludzi, chyba by nie było konia który by ich ostatnio nie widział. Gdy tak rozmyślałem zobaczyłem coś w oddali. No nie! Znowu oni ?! Lepiej to sprawdzę…
Spiryt: Idźcie dalej, muszę coś sprawdzić.
Rosa: Dobrze. Ale wracaj szybko!
Stałem tam parę chwil. Gdy obejrzałem się zobaczyłem za sobą Saphirę.
Spiryt: A ty nie poszłaś ?
Saphira: Nie, wolę zostać.
Spiryt: Lepiej idź!
Saphira: Ale ja nie chcę! Proszę.
Spiryt: Ech…. No dobrze.
Jak już wszyscy wiedzą wolę chodzić sam tam gdzie może być niebezpiecznie.
Spiryt: Ale masz uważać !
Poszliśmy powoli, stępem w kierunku ogniska. W krótkim czasie byliśmy na miejscu. Ludzie jeszcze spali. Nie cieszyłem się na ich widok…
Saphira: O nie! Zabili…. Mojego przyjaciela. <wyraźnie zmartwiona.>
Spiryt: Co? Kogo?
Saphira: Leży tam, pod drzewem. To jastrząb.
Spiryt: Tak… Wiem jak to jest mieć ptaka za przyjaciela.
Staliśmy tam i przyglądaliśmy się im, nie trwało to długo bo obudzili się.
Spiryt: Ukryj się! Idą tutaj.
Sapchira: Dobrze.
Cofnęliśmy się aż pod las. Dalej szli w naszą stronę.
Spiryt: Biegnę odwrócić ich uwagę, ty zostań tutaj.
Saphira: Ale…
Byłem już przy krzakach przez które akurat oni się przedzierali. Skoczyłem nad nimi. Odwrócili się w moją stronę ale nie mieli szans, nie zdążyli nawet wsiąść na konie. Czyli udało się! Wróciłem do Saphiry okrężną drogą.
Spiryt: Już jestem.
Saphira to dobrze. Odpocznij trochę i wracamy.
Położyłem się. Przyglądałem się koniowi przywiązanemu do pala. Miał na sobie siodło i ogłowie.
Spiryt: Biedny koń … <spoglądając na Saphirę>
Saphira: Tak… Hym… Czy to nie Dawid?!
Spiryt: Kto?
Saphira: Dawid. Znam go, kochałam go kiedyś.
Spiryt: Aha. A może pomogli byśmy mu się stąd wyrwać?
Saphira: Dobry pomysł! Ale jak?
Spityt: Kiedy ludzie pójdą podejdziemy do niego i przegryziemy ten sznur. Nie wygląda na mocny.
Saphira: Dobrze że mam oster zęby. <uśmiech>
Spiryt: Tak. <śmiech>
Po paru chwilach ludzie rozsiodłali konia, potem do lasu po drewno, my podeszliśmy do konia. Wyglądał na zadowolonego, pewnie dlatego że zobaczył Saphirę, która była jego znajomą.
Saphira: Dawid!
Spiryt: Szybko przegryzaj, niewiadomo kiedy wrócą!
Saphira zabrała się za obgryzanie cienkiego sznura, który jednak był zawiązany dość solidnie.
Saphira: Już prawie!
Gdy sznury puściły szybko pogalopowaliśmy w stronę doliny.
Spiryt: A więc jesteś Dawid?
Dawid: Tak.
Spiryt: Ale czemu się poddałeś? Trzeba walczyć z ludźmi do końca, nie dać się im złamać.
Dawid: To długa historia, opowiem ci ją kiedy indziej.
Spiryt: Dobrze. Chciał byś może należeć do naszego stada?
Dawid: <z uśmiechem> Jeśli bym mógł.
Spiryt: Oczywiście.
I tak wróciliśmy do doliny z nowym koniem!
_________________________________________________________________________________
Spokojnym kłusem biegliśmy po naszej dolinie. Wszystko było spokojnie, ale ja ciągle myślałem o tym co się działo ostatnio. Wokół nas pełno ludzi, chyba by nie było konia który by ich ostatnio nie widział. Gdy tak rozmyślałem zobaczyłem coś w oddali. No nie! Znowu oni ?! Lepiej to sprawdzę…
Spiryt: Idźcie dalej, muszę coś sprawdzić.
Rosa: Dobrze. Ale wracaj szybko!
Stałem tam parę chwil. Gdy obejrzałem się zobaczyłem za sobą Saphirę.
Spiryt: A ty nie poszłaś ?
Saphira: Nie, wolę zostać.
Spiryt: Lepiej idź!
Saphira: Ale ja nie chcę! Proszę.
Spiryt: Ech…. No dobrze.
Jak już wszyscy wiedzą wolę chodzić sam tam gdzie może być niebezpiecznie.
Spiryt: Ale masz uważać !
Poszliśmy powoli, stępem w kierunku ogniska. W krótkim czasie byliśmy na miejscu. Ludzie jeszcze spali. Nie cieszyłem się na ich widok…
Saphira: O nie! Zabili…. Mojego przyjaciela. <wyraźnie zmartwiona.>
Spiryt: Co? Kogo?
Saphira: Leży tam, pod drzewem. To jastrząb.
Spiryt: Tak… Wiem jak to jest mieć ptaka za przyjaciela.
Staliśmy tam i przyglądaliśmy się im, nie trwało to długo bo obudzili się.
Spiryt: Ukryj się! Idą tutaj.
Sapchira: Dobrze.
Cofnęliśmy się aż pod las. Dalej szli w naszą stronę.
Spiryt: Biegnę odwrócić ich uwagę, ty zostań tutaj.
Saphira: Ale…
Byłem już przy krzakach przez które akurat oni się przedzierali. Skoczyłem nad nimi. Odwrócili się w moją stronę ale nie mieli szans, nie zdążyli nawet wsiąść na konie. Czyli udało się! Wróciłem do Saphiry okrężną drogą.
Spiryt: Już jestem.
Saphira to dobrze. Odpocznij trochę i wracamy.
Położyłem się. Przyglądałem się koniowi przywiązanemu do pala. Miał na sobie siodło i ogłowie.
Spiryt: Biedny koń … <spoglądając na Saphirę>
Saphira: Tak… Hym… Czy to nie Dawid?!
Spiryt: Kto?
Saphira: Dawid. Znam go, kochałam go kiedyś.
Spiryt: Aha. A może pomogli byśmy mu się stąd wyrwać?
Saphira: Dobry pomysł! Ale jak?
Spityt: Kiedy ludzie pójdą podejdziemy do niego i przegryziemy ten sznur. Nie wygląda na mocny.
Saphira: Dobrze że mam oster zęby. <uśmiech>
Spiryt: Tak. <śmiech>
Po paru chwilach ludzie rozsiodłali konia, potem do lasu po drewno, my podeszliśmy do konia. Wyglądał na zadowolonego, pewnie dlatego że zobaczył Saphirę, która była jego znajomą.
Saphira: Dawid!
Spiryt: Szybko przegryzaj, niewiadomo kiedy wrócą!
Saphira zabrała się za obgryzanie cienkiego sznura, który jednak był zawiązany dość solidnie.
Saphira: Już prawie!
Gdy sznury puściły szybko pogalopowaliśmy w stronę doliny.
Spiryt: A więc jesteś Dawid?
Dawid: Tak.
Spiryt: Ale czemu się poddałeś? Trzeba walczyć z ludźmi do końca, nie dać się im złamać.
Dawid: To długa historia, opowiem ci ją kiedy indziej.
Spiryt: Dobrze. Chciał byś może należeć do naszego stada?
Dawid: <z uśmiechem> Jeśli bym mógł.
Spiryt: Oczywiście.
I tak wróciliśmy do doliny z nowym koniem!
_________________________________________________________________________________
Zapadła noc. Wszystkie konie spały. Poczułem lekkie drganie ale nie przejąłem się tym. Po pewnym czasie obudziła mnie Rosa. Powiedziała że poszła się napić nad jezioro i poczuła drganie i zobaczyła jak woda wibruje. Więc przyszła obudzić mnie i Ambitną.
Rosa: Spiryt, Ambitna, czuliście to?
Spiryt: Coś lekko się zatrzęsło, Ale to pewnie nic groźnego idź spać.
Ambitna: O nie, to nie było zwykłe drganie.
Może jednak Ambitna ma rację. Lepiej trochę poczekajmy. Po paru minutach ziemia pod kopytami zatrzęsła się mocniej.
Rosa:Spirit moze przeniesmy stado w bezpieczniejsze miejsce?
Spiryt: Tak to dobry pomysł. Może gdzieś dalej od gór?
Rosa: Jak dla mnie na tym terenie nie jesteśmy bezpieczni.
Ambitna: Mogło to być trzęsienie ziemi lub przebiegło inne jakieś stado. I zgadzam się z Rosą.
Spiryt: Tak ja też, ale które miejsce wybrać ? Nie sądzę żeby jakieś stado narobiło tyle hałasu.
Ambitna: No w sumie tak. Nie wiem trzeba by było się rozejrzeć.
Spiryt: Ale tak szybko. To ja Pocwałuję a wy popilnujcie żeby nic się nie stało stadu.
Ambitna: Ale sam?
Spiryt: Spokojnie, wrócę bardzo szybko.
Rosa: Nie, nie! Nie ma mowy.
Spiryt: Spokojnie nic się mi nie stanie, ale im dłużej będziemy zwlekać to większa szansa że coś się stanie!
Rosa: obudzimy Giest i wszyscy idziemy sprawdzić.
Ambitna: Zgadzam się !
Rosa: Ambitna która z nas idzie?
Spiryt: Nie! Pójdę sam, nie wiem co był zrobił gdyby coś się stało któremuś z moich mustangów i przyczyną tego był bym ja!
Powiedziałem wyraźnie podenerwowany. Może trochę mnie poniosło, ale troska o stado była dla mnie najważniejsza, a w szczególności o takie konie jakimi są Rosa i Ambitna, uprzejme i pomocne. Oczywiście nie tylko one.
Ambitna: Spirt biegnę z tobą i koniec ! Szybko biegnijmy nie warto marnować czasu!
Rosa: o nas się nie martw, nic nam się nie stanie. Zostanę tu aby przypilnować stada a wy szybko biegnijcie.
Spiryt: Nic mi nie będzie. Spokojnie.
Starałem się wtedy uśmiechać, ale przyrzeknąć nie mogłem.
Rosa: Biegnijcie! Nie marnujcie czasu!
Ambitna: Ok. to co biegniemy? Szybko!
No i się stało… Uległem dwóm klaczom, musiałem zabrać jedną bo nie dały by mi spokoju chociażby waliła by się cała dolina.
Spiryt: No dobrze już dobrze, ale ambitna uważaj na siebie! A ty rosa...
Rosa: Biegnij!
Pogalopowaliśmy razem. Biegliśmy bardzo szybko chociaż ziemia drżała. Wybiegliśmy z za wzgórz z których spadały kamyczki i kamienie. Aż wreszcie znaleźliśmy piękną, dużą polanę z dala od lasu i gór.
Ambitna: Spiryt, zobacz tam jest dosyć dobry teren daleko od gór nie ma drzew!
Spiryt: tak. I nie trzeba było daleko szukać! Szybko wracajmy! Ale dobrze że nic ci się nie stało. <lekko potrącając chrapami ambitną>
Ambitna: Dobrze. No pewnie że mi nic się nie stało, bo byłam z tobą <uśmiechając się>
Zaśmiałem się. Wracaliśmy cwałem.
W tym czasie w stadzie (z tego co mówiła mi puźniej Rosa) obudziły się źrebaki.
Były zdenerwowana i w panice.
Rosa: nie bójcie się, nic nam nie będzie.
Źrebaki już się uspokoiły ale trzymały się dalej blisko Rosy. Po pewnym czasie znowu zasnęły
Wróciliśmy w tym momencie.
Rosa: Nareszcie jesteście! Martwiłam się o was!
Spiryt: <głośno> Prowadź tu stado w naszą stronę!
Rosa obudziła wszystkich i kazała biegnąć w miejsce wskazane przez nas.
Spiryt: <Podbiegając i przytulając Rosę> Dobrze że nic ci nie jest.
<podchodząc do Ambitnej i równiez przytulajac> Ty tez świetnie się spisałaś
Rosa: Ja tez się cieszę że nic ci nie jest.
Ambitna: Dziękuję. <uśmiechając się >. To my też biegnijmy!
Po paru minutach wszyscy bylu już bezpieczni na polanie. Przed położeniem się wyobrażałem sobie jak będą wyglądać rzeka, jezioro, góry i wzniesienia kiedy już wrócimy. Po tym zasnąłem.
_________________________________________________________________________________
Stałem przyglądając się stadu. Większość koni była w centrum Doliny ale niektóre poszły zagłębić się trochę dalej więc nie widziałem ich tak dobrze. Najdalej ze wszystkich stał Alabaster, był blisko lasu. W pewnej chwili podniósł głowę do góry i zaczął nasłuchiwać.
Alabaster: Co jest? (Chyba tak powiedział, stałem za daleko żeby dobrze się wsłuchać)
Zza krzaków wyszedł Karino.
Alabaster: Nie strasz mnie tak!
Karino: Cicho! Lepiej się nie ruszaj.
Alabaster: Czemu?
Karino: Spójrz za siebie.
Alabaster odwrócił się, najwyraźniej zobaczył coś za sobą bo zaczął cwałować jak dziki przed siebie i krzyczeć. Z resztą nie tylko on bo Karino biegł tuż za nim.
Po drodze zahaczyli o Anitę.
Alabaster: <w pośpiechu> Uciekaj!
Anita: Czemu? Dobrze się bawię w tym miejscu!
Karino: Niedźwiedź!
Co? To znowu ten niedźwiedź, którego widziałem ostatnio w pobliżu wzgórz z Ambitną?
Ogiery pobiegły dalej ale Anita została śmiejąc się, dopóki go nie zobaczyła. Od razu zaczęła biec razem za Karino i Alabastrem. Cwałowali w stronę Róży i Glorii.
Anita: Mamo uciekaj!
Gloria: Tak lepiej uciekajmy!
Klacze pędziły tak szybko że nie zauważając potrąciły mnie przez przypadek.
Spiryt: Uważajcie trochę, jeszcze zrobicie sobie krzywdę.
Gloria: Uciekaj niedźwiedź nas goni.
Spiryt:Tak, widziałem, ale niedźwiedź ma za krótkie nóżki żeby waz dogonić, a co dopiero kiedy cwałujecie. <z uśmiechem>
Alabaster i Karino byli tym czasem już chyba bardzo daleko. Ale po chwili zobaczyłem ich znowu. I jeszcze coś znowu biegło za nimi. Niektóre konie wpadają częściej w kłopoty niż inne, ale mają za to bardziej ekscytujące życie.
_________________________________________________________________________________
Dzisiaj był jeden z najnormalniejszych dni w naszym stadzie. Wszyscy spokojnie jedli trawę, chodzili nad jezioro żeby się napić, niektórzy próbowali wchodzić do wody ale ledwo dotknęli jej chrapami a od razu odskakiwali, na pływanie nasze jeziorko jeszcze się nie nadaje bo woda jest jeszcze zimna. Nic ciekawszego nie zdarzyło się przez cały dzień. Dla mnie takie dni są rzadkością. Mogę wtedy spokojnie jeść, pić i leżeć na trawie, krótko mówiąc odpoczywać. Co jakiś czas podchodziłem by porozmawiać z innymi końmi. Wspominałem też z uśmiechem wczorajszy dzień i tego zajączka. Pomyślałem też że może przebieglibyśmy się razem ze stadem po dolinie. Tak, to dobry pomysł. Zarżałem głośno. Całe stado od razu wiedziało o co mi chodzi. Biegaliśmy do zachodu słońca. Potem te bardziej zmęczone mustangi poszły spać, a te bardziej wytrwałe chodziły jeszcze w koło szukając jakichś smakołyków, ale i te po czasie posnęły. Ja pilnowałem stada chociaż też byłem zmęczony. Po paru godzinach podeszła do mnie Rosa i powiedziała żebym poszedł spać a ona teraz stawi się na warcie. Zgodziłem się, po czym poszedłem szukać miejsca aż w końcu zasnąłem.
_________________________________________________________________________________
Spokojnie pilnowałem stada gdy nagle przybiegł do mnie jakiś źrebak, ale nie był to źrebak z naszego stada, powiedział mi że coś dużego chodzi gdzieś tu po dolinie. Mówił że ma długie nogi i ręce. Pomyślałem że to pewnie człowiek.
Spiryt: Rosa, zostań tu i przypilnuj stada.
Ambitna: Czy mogę iść z tobą ?
Spiryt: Jak obiecasz że będziesz ostrożna i będzie wykonywała to co ci powiem. Jeśli każę ci
uciekać i zostawić mnie zrobisz to.
Ambitna: Obiecuję.
Rosa: Ja też chcę iść z wami. Boję się o was.
Spiryt: Nie, lepiej zostań tu i pilnuj stada. Lepiej żeby złapali dwa konie niż trzy.
Rosa: Dobrze -powiedziała zmartwiona- Tylko uważajcie na siebie!
Spiryt: Więc chodźmy już.
Poszliśmy. Najpierw kłusem który potem przeszedł w galop a już potem cwał po równinach doliny. Przeszukaliśmy już prawie pół doliny.
Ambitna: Spiryt czy myślisz że to naprawdę może być człowiek?
Spiryt: Może, ale pamiętaj jak tylko zobaczysz człowieka masz uciekać.
Ambitna: Oczywiście, ale co wtedy z tobą?
Spiryt: Spokojnie, ja już to przechodziłem. Jakoś bym sobie poradził <uśmiechając się>
Ambitna: Wiesz co? Ja myślę że to nie prawda. Bo tu nikogo nie ma.
Spojrzałem w niebo. Słońce właśnie zachodziło, ale nie było tego aż tak dobrze widać, ponieważ całe niebo przykrywała warstwa grubych chmur.
Spiryt: Może dlatego że zaraz zacznie padać.
Ambitna: Widzę że zapowiada się niezła ulewa.
Spiryt: To wracamy? Ale i tak pewnie nie zdążymy. A może uda nam się schować gdzieś tutaj.
Ambitna: Tak, może lepiej poszukajmy schronienia. Ciekawe jak tam stado.
Spiryt: Tak… Ale rosa na pewno sobie radzi. Może znalazła by się tutaj jakaś jaskinia.
Ambitna: Tak. Ale gdzie?
Spiryt: Sprawdźmy koło tamtej góry. Jak byłem źrebakiem była tu tak mała jaskinia.
Pobiegliśmy tam szybko. Tak, była tam jeszcze ta jaskinia, tylko czy się w niej zmieścimy…
Ambitna: Patrz, tam jest ta jaskinia.
Spiryt: Tak, mam nadzieję że się zmieścimy.
Jakoś się tam wcisnęliśmy, ale było jednak ciasno. Pochwali nadeszła burza. Wielkie krople spadały z nieba, oczywiście pioruny też były. Trochę pochuchała ale nie trwało to zbyt długo.
Gdy przestało od razu wyszedłem z jaskini.
Spiryt: To idziemy? Musimy dojść do końca i potem wrócić. Jeśli był tu człowiek to na pewno zostawił jakieś ślady po sobie.
Ambitna: Tak.
Szliśmy tak trochę. Minęliśmy jezioro, wzgórza i rzekę. I nic nie znaleźliśmy… Teraz nie będę już ufał źrebakom z innych stad.
Ambitna: A jeśli nic tu nie będzie?
Spiryt: To mieliśmy spacerek.
Ambitna: Ty to masz humor .<uśmiech>. Spiryt widzisz ten cień ? To chyba o to mu chodziło. Rzeczywiście ma długie nogi i ma nawet ręce.
Spiryt: Gdzie?
Ambitna: Tam przy skale. Chodź tam szybko.
Spiryt: Tak już widzę.
Ambitna: Zaskoczymy go z dwóch stron. Ja pójdę z lewej ty z prawej.
Spiryt: Ok.
Podchodziliśmy zza krzaków. Widzieliśmy na razie tylko cień.
Ambitna: Spiryt… Ty widzisz to co ja? <delikatnie się śmiejąc>
Spojrzałem w dół a po tym wybuchnąłem śmiechem. Był to mały królik, który
Bawił się patykami. Ale umie je umiejętnie układać. Wychodzą mu niezłe cienie.
Ledwie nas zobaczył i uskoczył w krzaki.
Ambitna: Takie małe stworzonko a takich problemów narobiło.
Spiryt: Tak wlekliśmy się tu przez całą dolinę żeby zobaczyć zajączka. Ale nie tylko zajączka…
Ambitna: Nie rozumiem.
Spiryt: Za drzewem!
Za wielką sosną stał niedźwiedź. Był ogromny.
Ambitna: A nie powinniśmy być raczej eeee… przerażeni ?!
Spiryt: Raczej tak <w pośpiechu> Uciekajmy !
Ambitna: Juchu ! Pędzimy przed siebie razem z wiatrem!
Obejrzałem się za siebie. Niedźwiedź nie mógl nadążyć za nami więc w bezradności usiadł.
Spiryt: Kto pierwszy w domu!
Ambitna: Dobra!
I cwałowaliśmy tak powrotem do domu. Stadu nic nie było. Rosa dobrze się nimi zajmowała. Togo dnia chyba długo nie zapomnimy.
_________________________________________________________________________________
Spacerowałem sobie spokojnie i doglądałem stada. Przyszła do mnie Róża. Zapytała czy może sobie ze mną pospacerować. Zgodziłem się. Odeszliśmy trochę dalej, nie widziałem już stada.
Spiryt: Wracajmy już, dobrze?
Róża: Jasne, już idziemy.
Galopowaliśmy powrotem. Gdy byliśmy już blisko zobaczyłem Karino i… Amandę ? Co? Są razem ? Podbiegliśmy tam do nich.
Spiryt: Znalazłeś sobie dziewczynę Karino ?- powiedziałem z uśmiechem.
Karino: Tak. To już coś więcej niż tylko dziewczyna.
Amanta: Jestem w ciąży z Karino!
Róża: Gratulacje!
Przytaknąłem.
Spiryt: No widzisz Karino, nie tak dawno byłeś jeszcze nowym mustangiem, teraz masz już dziewczynę.- lekko się zaśmiałem.
Karino: Bardziej żonę…
Róża: Jak to żonę?
Karino: Normalnie. Za bardzo ją kocham żeby była moją dziewczyną.
Róża: A gdzie jest Rosa?
Karino: Chyba jest nad jeziorem z Ambitną.
Spojrzałem na nią. Na pewno chciała powiedzieć to co tutaj usłyszała.
Róża: Chodź Spiryt.
Spiryt: Idę.
Pożegnaliśmy się.
Róża: Muszę jej to powiedzieć!
Wiedziałem- powiedziałem sobie w myśli z satysfakcją.
Po tym pokłusowaliśmy nad jezioro. Gdy przyszliśmy Rosa z Ambitną jeszcze tam były. Piły spokojnie wodę.
Rosa: Witaj Różo!
Ambitna: Cześć wam!
Róża: Czy wiesz że Amanta i Karino się kochają ?
Ambitna: Nie możliwe.
Rosa: Chodź, opowiesz nam wszystko po drodze!
I rozmawiały tak o ich miłości. Ach… Te babskie ploteczki. Poszedłem więc przed nimi.
_________________________________________________________________________________
Stałem spokojnie na wzgórzu . Obserwowałem pasące się stado. Nagle podbiegła do mnie Ambitna. Powiedziała że nie ma jednego onia. Przyjżałem sie ładnie. Racja, kogos brakowało. Pobiegłem do Rosy i Alabastra. Kazałem iść imna wschód a my poszlśmy na północ. Pogalopowaliśmy szybko. Po dość długim biegu Ambitna powiedziała :
Ambitna : Widzisz? Tam coś prubuje przepłynąć przez rzekę. Czy to nie Róża?
Pobiegliśmy tam szybko. Tak to była Róża.
Ambitna: Ty wskocz do wody a ja znajdę coś czym później was wyciągnę.
Wskoczyłem. Gdy dopłynąłem do Róży wziąłem ją na plecy i starałem się dopłynąć do brzegu. Ambitna podała mi gałąź której się złapałem. Gdy już wyszedłem na ziemię byłem zmęczony, więc położyłem się na chwilę.
Ambitna: Nic ci nie jest ?
Spiryt: Nie. Lepiej sprawdź co z Róża.
Róży na szczęście nic nie było. Wstała o własnych siłach.
Spiryt: Dobrze że nic ci nie jest. Lepiej wracajmy już do doliny bo zaczyna się robić ciemno.
Ambitna: Chodźcie, znam tutaj jeden skrót!
Poszliśmy więc razem. Szliśmy powoli przez już śpiący las. Zapanował półmrok. Wszystko było spokojnie gdy usłyszałem coś. Nie brzmiało to jak jeden z naszych koni.
Spiryt: To któraś z was ?
Ambitna: Nie, Przynajmniej nie ja.
Róża machnęła głową twierdząco.
Spiryt: Szybko, schowajcie się za mnie!
Klacze szybko się mnie posłuchały.
Zza krzaków wyszedł jeden z koni z sąsiedniego stada. Rzucił się na mnie. Zskoczyl mi na plecy. Próbując go zrzucić rzuciłem się na ziemię. Po chwili znowu wstaliśmy. Zaczęło się gryzienie i kopanie. Trwało to około 10 minut, ale po tym czasie gniady zrezygnował.
Spiryt: Udało się.
To mówiąc osunąłem się na ziemię. Nie wiem co się działo w tym czasie kiedy byłem nieprzytomny, Ale z tego co zrozumiałem z opowieści klaczy. Wyglądało to mniej więcej tak:
Ambitna: Spiryt! Nic ci nie jest?! Spiryt! Musimy coś zrobić!!!!
Róża podbiegła
Róża: Pobiegnę po Rosę!
Ambitna:Tak, wezwij pomoc! Ale nie zgubisz sie? Pamiętasz już drogę??
Róża: Tak, widzę stąd już konie!
Róża pobiegła ile miała w sobie siły.
Ambitna: Spiryt ocknij się, proszę!
W tym momencie otworzyłem lekko oczy. Usłyszałem że przybiegły też Rosa i Róża.
Ambitna: Jak się czujesz? Lepiej już? Czy coś cię boli ?
Spiryt: A tobie nic nie jest? ?? Gdzie jest róża ??- powiedziałem lekko przestraszony.
Ambitna: Nie nic mi nie jest dzięki tobie, stanąłeś w naszej obronie. Dziękuje ci. Pobiegła po rosę, już tu są.
Rosa: Co się stało ??
Spiryt: Nic. To tylko taka mała bójka...
Ambitna :Spiryt stanął w naszej obronie. Jesteśmy mu wdzięczne!
Spiryt: Nie ma za co. To nic takiego.
Ambitna: Jak to nic takiego? Gdyby nie ty nie wiadomo czy byśmy dały radę się obronić przed nimi.
Spiryt: Jasne że byście dały. <wstając>
Ambitna: Może i tak... Ale to dlatego że byśmy wzorowały się na przywódcy stada który jest tak dzielny, odważny i…
Spiryt: Dziękuję ci. Ale nie lubię jak się mnie tak wychwala.
Ambitna: <kończąc>… Byśmy zrobiły to czego nas nauczył.
Spiryt: Wracajmy już. Jest już bardzo ciemno. Klacze poszły przodem a ja lekko obolały i pokiereszowany poszedłem powoli za nimi.
_________________________________________________________________________________
Był świt, konie jaszcze spały. Jeden z koni wstał . Podniosłem głowę. To był alabaster.
Obudził się, najwyraźnij usłyszał szelest przesuwających się liści.Widać było że znał ten szelest. Tak ja też go często słyszałem. To zapewne znowu ta puma.Obudził Rosę i potem wstałem ja. Powiedział,nam że jest pewny że idzie puma. Staliśmy tak trochę czasu. Z zza krzaków wylazła ta sama puma, która zaatakowała mnie ostatnio !
sprit-jednak się myliłem mówiąc że tu nie wróci...
Rosa-zaprowadzę stado w bezpieczne miejsce.
I prędko pogalopowała w jego stronę. Chwilę puźniej wyszła cała rodzina pumy.
Alabaster-jest gorzej niż myślałem
Sprit-Rosa uciekaj ze stadem! Dalej, prędzej, juz!
Rosa-dobrze ale..
sprit-już!
Rosa i stado popędzili w stonę rzeki.
Sprit-Alabaster damy radę!
Wtedy Alabastrowi zabłysło w oku i skinoł głową. Nagle coś w niego wstąpiło i ruszył do ataku. Patrzyłem jak pumy uciekają od Alabastra.A to kopnoł, ugryzł, jedną zabił. Gdy Alabaster przestał walczyć spojrzał na mnie jakoś dziwnie. Widziałem że ten ,,płomień" z jego oczu powoli zanika. Potem cwałowaliśmy w stronę stada. Nie odzywaliśmy sie do siebie... Przez całą droge milczeliśmy, A ja zastanawiałem sie co to było... Demon? Duch? A może jego nienawiść przed pumami go uskrzydliła? Zastanawiałem sie ciągle a tym samym było mi wstyd. Bo kiedy on walczył tak walecznie i zacięcie, ja stałem... nie zrobiłem zupełnie nic... Czułem się miepotrzebny.Dzisiejszej nocy nie mogłem spać.
_________________________________________________________________________________
Postanowiłem wybrać się z Ambitną i Rosą na wieczorną przechadzkę. Gdy odeszliśmy juz dość daleko usłyszeliśmy hałasy. Wydobywały się z gęstego lasu.
Spiryt: Widziałyście to ?
Ambitna: Nie, ale słyszę szelest.
Rosa: Tak.
Staliśmy tam parę chwil. Ucichło. Odeszliśmy więc dalej. Powolnym galopem w stronę jeziora. Znowu usłyszałem hałasy. Ale tym razem nie był to sam szelest, toważyszył mu tupot kopyt.
Rosa: Co to jes?
Ambitna: Nie mam pojęcia. A ty spiryt?
Przyglądałem się dokładnie.
Spiryt: Nie, ja też nie wiem.
Rosa: Może lepiej pójdźmy to sprawdzić ?
Spiryt: Może lepiej pujdę sam. Wy tu zostańcie.
Ambitna: Nie boisz się? Może jednak pójdziemy z tobą?
Spiryt: Nie. Nic mi nie będzie. Zostańcie tutaj.
Rosa: Ale na pewno ?
Rosa: Ale na pewno? Nam nic się nie stanie, ale boimy się o ciebie.Jak ciebnie stracimy to kto poprowadzi stadem??
Spiryt: Mówiłem nic mi nie będzie.
Ambitna: No to skoro jesteś taki uparty to idź. Kiedy będzie coś się działo i będziesz zpotrzebował pomocy to rżyj jak najgłośniej możesz a my przygalopujemy ci z pomocą.
Rosa przytaknęła.
Spiryt: Dobrze, więc idę. Wziął bym was ze sobą ale nie zniósł bym gdyby coś wam się stało.
Spiryt: Rozumiemy cię ale na siebie uważaj.
Poszedłem. Starałem się iść szybko. Rozglądałem się gdy nagle zobaczyłem cień. Pogalopowałem za nim szybko. Biegłem ile sił w nogach ale on też się oddalał, gdy po 5 minutach pościgu potknął się o coś. Okazało się że to koń. Był to kary ogier. Przedstawił mi się jako Karino. Powiedział że śledził nas bo szukał stada do którego mógł by się przyłączyć. Powiedziałem że jestem przywódca jednego ze stad z okolicy. Wziąłem więc go spowrotem.
Spiryt: Jestm! Mówiłem że nic mi się nie stanie.
Ambitna Co to za koń?
Spiryt: To nowy członek naszego stada.
Rosa: To świetnie żę możęmy mieć nowego członka ale trezba sprawdzić czy nie jest szpiegiem czy coś ...
_________________________________________________________________________________
Całe stado galopuje w kierunku rzeki.
Spiryt- Szybciej! Nie obijajcie się tam z tyłu. Musimy być nad rzeką przed innymi stadami.
Gdy już tam dotarliśmy wszystkie mustangi zaczęły pić. były zmęczone po długim i szybkim galopie. Nagle w krzakach zaczęło coś się poruszać. Przyglądałem się temu przez dłuższą chwilę. Czyżby to była...? Tak, to puma lub jakiś inny wielki kocur. Kazałem Rosie odprowadzić trochę dalej resztę stada. Puma wyskoczyła i zaatakowała mnie. Wskoczyła mi na szyję. Trzymała sie mocno, nie mogłem jej zrzucić. Usłyszałem głośne rżenie (rozpoznałem w nim rosę), potem tupot kopyt. Puma przewróciła mnie na ziemię. Podniosłem głowę i zobaczyłem biegnących w moją stronę Alabastra i Rosę. Alabaster ze wściekłością w oczach rzucił sie na kota. Napewno kopnał ją mocno, ponieważ nie nwidzi pum.
Rosa- Nic ci się nie stało?
Spiryt- Nie.
Po tych słowach wstałem szybko i pobiegłem pomóc Alabastrowi. Przegoniliśmy kota. Szybko tu nie wróci. podziękowałem Alabastrowi. Wszyscy wróciliśmy spowrotem do stada.
_________________________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz